Wywiad z Kasią Pawlak- początkującą artystką polskiego pochodzenia, mieszkającą obecnie w Singapurze- przeprowadziliśmy, "konwersując" na facebooku. Kilka pierwszych zamienionych z nią zdań i wiedziałem, że będzie dużo roboty edycyjnej. :) No bo jak przenieść na blog i sprawić, żeby choć trochę przypominało wywiad coś, co zamiast wywiadem być, okazało się luźną rozmową przypominającą rozmowę starych znajomych w knajpie przy zimnym browarze.
Nietypowość zaczęła się od zadanego przez Kasię pytania, czy jestem muzykiem (a że tak...), to czy może mamy wspólnych znajomych. I tu pada nazwisko Pilichowski. Dla niewtajemniczonych niemuzyków- Pilichowski to jeden z najciekawszych artystów znad Wisły malujący niskie dźwięki za pomocą swojej gitary basowej. (proszę bardzo)
Znajomymi z Pilichowskim co prawda nie jesteśmy, ale miło się dowiedzieć, że ktoś, z kim się rozmawia, Pilichowskiego zna. I to bardzo dobrze.
Kolejna nietypowość to omawianie zalet wyjazdu do Los Angeles. Zwłaszcza, jeśli nie ma się dzieci...
Kasia: Jedź, póki nie masz dzieci! A może masz? :)
Neso Art: Ha ha! Nie mam i się nie zanosi, póki co. Zbyt luźne podejście do życia chyba mam, jak na dzieci.
Kasia: Ja tez miałam.:) Ale się zmieniło...Albo i nie...
NA: A, właśnie, wspominałaś, że masz dwójkę dzieciaków, o ile dobrze pamiętam.
Kasia: Yep.
NA: Uczysz je malować?
Kasia: Nie uczę, pozwalam.
NA: I jak do tego podchodzą?
Kasia: Wciągaja się. I jak to dzieci- szybko sie nudzą.
NA: Ja ostatnio swojej siostrzenicy kupiłem taki spory zestaw do malowania, i bardzo się wkręciła.;] Fajnie się ten cały "proces twórczy" obserwowało.
Kasia: Fajnie, moi się trochę porównują do mnie i chcą namalować coś konkretnego. Staram się ich namówić na malowanie i paćkanie po prostu. Ale ostatnio mój starszy(8 lat) np. postanowił namalować siebie z dziewczyną wieczorem, kiedy jeszcze nie śpi...
I tak gaworząc sobie o dzieciach, zeszliśmy na temat miejsca zamieszkania. Wydaje się to dużo bardziej interesujące, jeśli prześledzimy kolejne kraje, w których Kasia mieszkała...Czyli Japonia, Francja, Singapur (chyba dokładnie w takiej kolejności).
Kasia: Cztery lata temu przeprowadziłam się po raz drugi do Singapuru, dlatego że miałam dwoje małych dzieci, a Singapur jest wymarzonym miejscem dla rodziny z małymi dziećmi.
NA: Dlaczego Singapur jest wymarzonym miejscem?
Kasia: Wiele powodów, przede wszystkim jest bezpieczny, nie muszę się tu martwic o to, że moje dzieci zostaną zgwałcone, porwane, itd. Nie muszę się martwić o to, że mnie ktoś okradnie. Żyje się przyjemnie i spokojnie. Jest cały rok ciepło.
NA: Wow! Faktycznie brzmi jak wymarzone miejsce. A jak ma się sztuka w Singapurze? Można trafić tam na jakichś ciekawych, miejscowych artystów?
Kasia: Pewnie są, ha ha! Nie utrzymuję kontaktu, ale widzę, że działają.
NA: Próbowałaś jakieś wystawy tam organizować?
Kasia: Wystawiam się od kwietnia w holenderskim klubie i w klubie designerskim w Singapurze.
NA: Czyli można powiedzieć, że dopiero zaczynasz pokazywać ludziom swoje obrazy?
Kasia: Tak, dopiero zaczynam.
NA: I jaki odzew?
Kasia: Średni. To nie są miejsca, gdzie ludzie zwracają uwagę na obrazy, a już na pewno nie przychodzą tam z myślą o kupnie.
NA: A może mieszkańcy Singapuru inne gusta mają? Np. inną tematykę obrazów wolą? Kasia: Singapur jest otoczony pięknymi i ciekawymi państwami, jak Wietnam, Indonezja, Malezja, Tajlandia, gdzie możesz sobie pojechać na weekend i kupić obraz za 30 $ w wersji czerwonej, zielonej, fioletowej i jakiej chcesz, jeszcze mokry...
NA: A co do Twoich obrazów- możesz powiedzieć coś o inspiracjach? Jak to się stało, że poszłaś akurat w tym kierunku twórczym?
Kasia: Na początku zaczynałam malować, nie wiedząc zupełnie, co się pojawi na płótnie. Po
prostu zaczynałam od koloru, jaki wybierałam w danym momencie, a potem
czekałam aż się pojawi jakiś kształt albo coś, co będę mogła wyostrzyć.
Później miałam fazę na kobiety, moją inspiracją chyba zawsze były obrazy
innych malarzy po prostu.
NA: Pewnie nieraz efekt końcowy Cię zaskoczył? A jakich malarzy przykładowo?
Kasia: Tak, miałam potrzebę malowania czegoś, co wyjdzie ode mnie i będzie niespodzianką.
Jeremy Mann
Voka
/Jak wspomniano na wstępie, Kasia jest samoukiem. Jak sama przyznaje, nie pobierała nigdy żadnych nauk poza zrobieniem pierwszego stopnia kursu Vedic Art w Warszawie. Kasia wyjaśnia, że jest to kurs, na którym się maluje, ale na którym nie chodzi o malowanie. Jest natury spirytualnej. Białe płótno i nasz stosunek do niego odzwierciedla nasze życie i nasz stosunek do niego./
Kasia: Chodzi o to,ze ludzie się boją, kiedy stają przed białym płótnem i mają coś namalować, więc jakby na tym kursie przechodzisz spirytualną przemianę, która się odzwierciedla tym, że coś na płótnie zaczynasz tworzyć. Czyli zachodzi zmiana w twoim życiu.
/Muszę przyznać, że idea dość ciekawa i może warto się jej przyjrzeć.../
NA: Lubisz słuchać muzyki w trakcie malowania?
Kasia: Tak, bardzo. Muzyka jest ważną częścią mojego życia,
NA: Myślisz, że słuchanie muzyki w trakcie malowania może jakoś wpływać na jego efekt?
Kasia. Myślę, że wpływa.
NA: Przy jakiej muzyce malujesz?
Kasia: Zależy od obrazu. Bardzo silnie czuję, jaką muzykę mam włączyć
i wydaje mi się zawsze, że baaardzo pasuje do obrazu, jaki właśnie maluję,
i czuję wręcz łączącą ich energię, jak gdyby muzyka mi wręcz fizycznie pomagała w malowaniu.
Kasia: Kto jest twoim absolutnym idolem muzycznym?
NA: W sumie nigdy do końca nie rozumiałem słowa "idol", ale jakbym miał wybierać, to chyba Pink Floyd,
może Jim Morrison. A Twój?
Kasia: Ja się też zatrzymałam na dawnych czasach.
Kasia: Ja się też zatrzymałam na dawnych czasach.
Mój mąż uważa mnie za nienowoczesny przypadek.
Mój to MJ- jest poza wszelka klasyfikacja.
NA: A jak wyglądają Twoje inne zainteresowania? Istnieje coś poza malowaniem?
Kasia: Istnieje oczywiście. To moje życie. Mam dwoje dzieci, dom, męża. Wszystko to działa dzięki mnie.
NA: Pewnie daje to takie solidne poczucie spełnienia, co?
Kasia: Nie wiem, nie mam zdania na temat spełnienia.
NA: A jak zdefiniowałabyś spełnienie?:)
Kasia: Myślę, że jednego dnia możesz się czuć spełniony, a drugiego czegoś zapragniesz i spełnienie znika. Chwilowe. Bardzo kojarzy mi się z zaspokojeniem seksualnym. Właściwie też tak widzę spełnienie w życiu.
NA: Słysząc odpowiedź, można powiedzieć, że jednak masz. ;)
Kolejny poruszony przez nas wątek, to krążąca tu i ówdzie opinia, że wykorzystywanie technologii, komputera, urządzeń typu wacom tablet do tworzenia sztuki wizualnej to regres dla sztuki. Wręcz nawet nie wypada nazywać tego sztuką...
Kasia: Nie wiem, kurde, co to jest wacom tablet, ha ha. Choć dużo o tym nie wiem, mam koleżankę- ilustratorkę, która pracuje tylko na komputerze, widziałam ją przy pracy i uważam ze robi niesamowite rzeczy.
NA: Są jakieś miejsca na świecie, które szczególnie utkwiły Ci w pamięci?
Kasia: Oczywiście, myślę,ze kilka. Ale miejsce łączy się dla mnie zawsze z jakimiś emocjami,
NA: Mogłabyś powiedzieć coś więcej o Tokio? Mieszkałaś tam, prawda?
Kasia: O Tokio dużo rzeczy jest do powiedzenia. Bardzo głośne, migoczące, bardzo czyste, bezpieczne...
Wiesz, ja mieszkałam w Tokio 2 lata jako bardzo młoda dziewczyna. Robiłam tam głównie trzy rzeczy:
pracowałam, bawiłam się i odchorowywałam zabawę. Tak, jak widać to w moich obrazach, Tokio maluję niezbyt wyraźnie.
Wiąże się to z tym, że bardzo dużą część czasu tam spędziłam pod wpływem alkoholu i uwielbiam wspominać te światła i budynki, ten hałas na ulicy, kiedy byłam taka zamroczona.
NA: He he he. ;) Co się pije w Tokio?
Kasia: Wszystko! Nigdy się do końca nie wie, dużo się miesza.
NA: Pytanie, które zadam, nie musi się pojawić w wywiadzie: próbowałaś różnych substancji do malowania?
Kasia: Jak dotąd moja koleżanka zachęcała mnie do malowania po wypiciu. Jeszcze nie próbowałam. Natomiast myślę o użyciu wódki do farb.
NA: Skąd ten pomysł? Brzmi baaardzo ciekawie. Ktoś już to robił wcześniej?
Kasia: Nie wiem. Ale może jakoś się fajnie wymieszają. Nie mogę niestety doustnie, bo nie mam własnego studio, a warunki w domu nie pozwalają. Maluję w salonie. Jak wypróbuję efekt wódki, to dam znać.
NA: Koniecznie.;)
NA: Co sądzisz o swojej sztuce? Malowaniu, umiejętnościach...
Kasia: Nie wiem... Że jestem na początku i że lubię swoje obrazy, że lubię je malować, ale nie mam pojęcia, jak odbierają je inni... Wiesz, ja maluję i zawsze mi się wydaje, że robię to dla kogoś. Mam takie poczucie, że maluję, żeby komuś pomóc, że robię coś, z czym ktoś się będzie dobrze czuć i chciałabym, żeby moim klientom było z moimi obrazami dobrze.
/W trakcie rozmowy poruszyliśmy jeszcze kilka wątków związanych z rozwojem duchowym, snami i różnymi krajami, którym sztuka nigdy nie była obca. I tak zeszło na Holandię.../
Kasia: Mój znajomy Holender jest moim najlepszym klientem, ha ha.
Jestem mu bardzo wdzięczna, bo kupił jeden z moich pierwszych obrazów. To pozwoliło mi uwierzyć, że ktoś chce mieszkać z tym, co maluję.
NA: Czasami z malarstwem jest tak, że doceniane jest po upływie długiego czasu,
czasem po śmierci.
Życzę jednak szybszych sukcesów. ;]
Kasia: Tak, dlatego niedawno puściłam na swojej stronie facebook'owej taki message-
"Buy my art before I die".
Kasia: Tak, dlatego niedawno puściłam na swojej stronie facebook'owej taki message-
"Buy my art before I die".
NA: W jaki sposób wyceniasz swoje obrazy? Czym się kierujesz przy wycenie?
Kasia: Wyceniam je sama. Staram się to robić tak, aby samej dobrze czuć się z ceną. Porównuję oczywiście ceny innych obrazów. W warunkach singapurskich (jednego z najdroższych państw na świecie) moje obrazy nie są drogie i nie są też zbyt tanie.
/i standard na koniec.../
NA: Czym jest dla Ciebie Wszechświat ?
Kasia: Domem, częścią mnie. Tajemnicą.
Jeżeli podoba Wam się twórczość Kasi, zapraszamy na jej profil facebookowy oraz stronę internetową.
Polecamy, tym bardziej, że Kasia jest malarką aktywną i co jakiś czas będziecie mogli znaleźć tam sporo nowości.
Z wyrazami,
TH&Stary Van Dam Starry