Tym razem prezentujemy sztukę trochę innego rodzaju niż zwykle.
Według nas najlepiej przyjmować ją, patrząc z dość szerokiej
perspektywy. Warto wziąć pod uwagę pomysłowość autora, ciekawy klimat i
cel jej powstania. Warto też zwrócić uwagę, że dyskretnie prowokuje do
zagłębienia się w ciekawe środowisko artystów-ilustratorów, tworzących
dla dużych i znanych wytwórni filmowych. Osobą, która rzuci trochę
światła na to środowisko, jest Szymon Biernacki- ilustrator z Warszawy,
z którym przeprowadziliśmy wywiad. Zapraszamy.
Neso Art: Szymon, powiedz, proszę, kilka słów o tym, skąd pochodzisz i gdzie mieszkasz obecnie.
Szymon: Pochodzę
z Warszawy. Od 8 miesięcy mieszkam w Madrycie, ale pewnie niebawem
będę wracał do Warszawy.
Neso Art: jak mieszka się w Madrycie ? Słyszałem, że Hiszpania ostatnio ledwo
zipie a gospodarka leży i kwiczy. Odczuwasz to jakoś, przebywając tam ?
Szymon: Niestety
kryzys jest mocno widoczny i to w sposób, który przemawia do
wyobraźni bardziej niż statystyki bezrobocia, które- o ile
słyszałem- wśród młodych ludzi dochodzą tu do 50%. Jest tutaj
mnóstwo bezdomnych. Ale nie takich, których przyzwyczailiśmy się
nie zauważać, czyli brudnych panów z brodą, tylko ludzi, po
których widać, że tydzień temu stracili wszystko i mają tyle,
ile są w stanie zmieścić w dwóch torbach. Często to ludzie
młodzi, którzy np. próbują sprzedawać w metrze batony po nieco
wyższej niż sklepowa cenie. Albo kulturalnie wyglądający
panowie, którzy siedzą pod sklepowymi witrynami i czytają
książki. Dopiero, kiedy widzi się takich ludzi, człowiek zaczyna
się zastanawiać, co sam by zrobił w takiej sytuacji i jest to o
wiele bardziej namacalne, niż tacy „typowi” bezdomni, których
już nie potrafimy sobie wyobrazić jako członków „normalnego”
społeczeństwa.
A
poza tym w Madrycie żyje się tak, jak w każdym większym
europejskim mieście. Na pewno jest tutaj więcej turystów niż np.
w Glasgow i wyjście w weekend do centrum oznacza przebijanie się
przez gigantyczną rzekę ludzi;) Poza tym hiszpański styl życia
różni się nieco od reszty Europy. Niektóre rzeczy są fajne, jak
to, że co parę kroków jest miejsce, gdzie można usiąść na
kawę czy piwo. Ale np. fakt, że większość miejsc, w których
można zjeść, jest zamknięta między 16.00 a 20.00, jest już
denerwujący. Hiszpania raczej nie jest krajem, w którym chciałbym
spędzić życie, ale jest OK.
Neso Art : Czy uważasz, że to miasto wpływa w jakiś sposób na Twoją pracę?
Szymon: Nie
wydaje mi się, żeby to miasto samo w sobie jakoś szczególnie na
mnie wpływało. Na pewno wpływa na mnie miejsce, w którym
pracuję, czyli studio SPA (Sergio Pablos Animation), które jest
naszpikowane niesamowicie utalentowanymi ludźmi. Czuć tutaj lekki
powiew historii, bo są tutaj ludzie, którzy nadal animują przy
użyciu kartki i ołówka, co w naszych czasach jest już niezwykle
rzadko spotykane. Człowiek się czuje, jakby oglądał dodatki
specjalne do jakiegoś filmu Disney'a z lat 50. ;)
Neso Art : A jesteś zorientowany, jak Warszawa "stoi" artystycznie? Poleciłbyś jakieś ciekawe miejsca, artystów, galerie?
Szymon: Przyznam
szczerze, że nie mam pojęcia, jak Warszawa stoi artystycznie. Jeśli
chodzi o obszary artystyczne, które mnie interesują, czyli animacja
i do pewnego stopnia komiks, to niestety niewiele ciekawego dzieje
się w Warszawie i w Polsce. Moje „życie artystyczne” ogranicza
się do spotkań przy piwie, które od czasu do czasu organizujemy w
gronie znajomych rysowników, którzy zajmują się podobnymi do mnie
rzeczami. Możemy sobie wtedy pogadać o rysowaniu. Galerii ani
artystów nie potrafię polecić. Nie śledzę współczesnych
trendów w sztuce. Od czasu do czasu idę do muzeum, jeśli trafi się
np. wystawa prac Jacka Malczewskiego, albo coś związanego z
wzornictwem przemysłowym, czy tzw. sztuką użytkową.
Neso Art: Porozmawiajmy trochę o Twoich inspiracjach. Jest coś, o czym mógłbyś powiedzieć, że inspiruje Cię najbardziej?
Szymon: Najbardziej
inspirują mnie chyba inni twórcy. Ich punkt widzenia, sposób, w
jaki przetwarzają rzeczywistość, ich obserwacje, itp. Strasznie
inspiruje mnie animacja, taka tradycyjna, rysowana. Kompletna magia.
Poza tym inspirują mnie filmy, książki, czasem jakieś scenki z
życia. Takie typowe rzeczy.
Neso Art: Studiowałeś
architekturę. Jakie jest ulubione miasto pod względem architektury? Wolisz architekturę klasyczną czy współczesną? :)
Szymon: Ulubionym
miastem chyba póki co pozostaje Florencja. Bardzo odpowiada mi jej
klimat. Byłem tam na razie dwa razy i drugi raz był równie fajny,
jak pierwszy.
A
co do preferencji, to w tej chwili odczuwam spory przesyt
architekturą klasyczną. Dosyć dużo jeździłem przez ostatnie
lata po Europie i już ciężko mi odróżnić jedną starówkę od
drugiej.;) Dlatego np. wizyta w Bilbao i zobaczenie muzeum
Guggenheim'a było miłą odmianą i to zapadło mi najbardziej w
pamięć, jeśli chodzi o miasta Hiszpanii. A w ogóle, to najlepiej
się czuję na łonie natury. Góry mają na mnie niesamowicie kojący
wpływ i bardzo żałuję, że wszystkie moje ostatnie wyjazdy/urlopy
są bardzo miejsko zorientowane.
A
tak na marginesie, to ja studiowałem architekturę trochę przez
przypadek, a nie z powodu jakiegoś wielkiego zainteresowania tym
tematem. Zdawałem na ten wydział, bo przygotowanie do egzaminów
polegało głównie na nauce rysunku, więc miałem sporo frajdy. A
mniej więcej miesiąc po rozpoczęciu studiów wiedziałem już, że
to nie moje miejsce, choć nie wiedziałem, co innego ze sobą zrobić.
6 lat zajęło mi dobrnięcie do dyplomu inżynierskiego i porzucenie
studiów. Magistra nie ma i nie będzie. ;)
Neso Art : Jak
najczęściej powstają Twoje prace? Pracujesz w 100% przy
wykorzystaniu komputera? Czy np. najpierw powstają szkice na
papierze?
Szymon: Od
pewnego czasu pracuję niemal w 100% na komputerze. Czasem robię
jakieś bazgrołki kompozycyjne na kartce, ale to są dosłownie
bazgroły. Komputer ma swoje wielkie plusy, ale i minusy. Plusem na
etapie szkicowania jest to, że można zachować fragmenty, które
się podobają i szybko zrobić na ich bazie kilka wersji, sprawdzając, co można zmienić, poprawić. Minusem jest to, że można w
nieskończoność męczyć ten sam szkic, w którym się człowiek
zakochał i w pewien sposób się usztywnić. Paradoksalnie, mając
przed sobą kartkę i ołówek, łatwiej mi się wyluzować i próbować
zupełnie różnych wariacji na dany temat.
A
poza fazą wstępnego szkicu wszystko powstaje na komputerze. Realia
pracy (terminy, wymagania klientów, czasem prośby o np. całkowitą
zmianę palety kolorów albo kierunku światła) nie pozwalają już
w tej chwili na co innego. Ale też od kiedy zacząłem intensywniej
pracować jako zawodowy rysownik, coraz mniej mi się chce malować
swoje prywatne rzeczy przy pomocy komputera. Także myślę, że im
dalej w las, tym częściej będę sięgał po analogowy szkicownik. ;)
Neso Art:
No właśnie... Mówisz o wymaganiach klientów. Czy zdarzyło się, że
kompletnie nie zgadzałeś się z ich sugestiami czy wymaganiami i chciałeś
zostać przy swojej wersji? Co dzieje się zwykle w takich sytuacjach?
Szymon: To
dosyć proste– klient płaci za moją pracę, więc jeżeli nie
uda mi się go przekonać do mojej wizji, to robię to, czego sobie
życzy. Nie widzę w pracy zawodowej miejsca na bycie primadonną i
rozdzieranie szat. Jeżeli z jakimś klientem notorycznie się nie
zgadzam, to po prostu niechętnie przyjmuję od niego kolejne zlecenia
lub w ogóle ich nie przyjmuję, jeżeli sytuacja pozwala mi być
wybrednym. Póki co, miałem chyba tylko jednego klienta, którego
każdy kolejny komentarz do ilustracji był jakąś katastrofą,
dlatego dosyć szybko się wymiksowałem ze współpracy. Ciężko
bywa szczególnie w branży reklamowej, gdzie komentarze płyną np.
od producenta chrupek i czasem człowiek czyta jakieś uwagi ze
trzy razy i ze zdumieniem przeciera oczy. ;)
Od
dłuższego czasu współpracuję prawie wyłącznie ze studiami
animacji i tutaj sytuacja jest podobna– ostatnie słowo ma reżyser
i to jego wizję mamy wspólnie zrealizować. Animacja to gra
zespołowa i pewna elastyczność, i umiejętność nieprzywiązywania
się zanadto do swojej pracy, są niezbędne. Oczywiście nie znaczy
to, że robię byle co i wisi mi, co się dalej z tym stanie. Zawsze
staram się dawać z siebie wszystko, ale jestem przygotowany na to,
że moje pomysły mogą zostać odrzucone. Póki co, moje
doświadczenia są takie, że studia dają mi spory kredyt zaufania i
mam sporo swobody. Ale jeżeli reżyser ma jakiś bardzo konkretny
pomysł, to oczywiście moim zadaniem jest pomóc mu go zrealizować.
Nie muszę się z nim zgadzać, ale staram się wtedy zrozumieć,
czemu coś ma wyglądać tak, a nie inaczej i czegoś się z tego
nauczyć.
Przy
okazji projektu, przy którym obecnie pracuję, była już sytuacja
taka, że ktoś odszedł, bo nie czuł, że rozumie, w jakim kierunku
zmierza ten film. Zdarzało się również, że ludzie byli
zwalniani, bo mieli notorycznie zbyt radykalne pomysły na zmiany,
które zamiast być dodatkową wartością, tworzyły zamieszanie i
reżyser czuł, że zamiast popychać film do przodu, spowalniają
tylko pracę, bo są już na danym etapie nie do przyjęcia. Także
nie każdy projekt musi nam pasować i nie do każdego projektu
będziemy się nadawać.
Neso Art: Chyba powinien przeczytać to każdy, kto chciałby pójść tą samą drogą co Ty. ;)
Neso Art: Słuchasz
muzyki w trakcie pracy?
Szymon: Słucham
muzyki w zasadzie bez przerwy w czasie pracy. Czasem, jeśli zdarzy
się moment, że naprawdę z czymś utknę podczas rysowania, to muszę
wyłączyć muzykę i skoncentrować się w 100% na problemie.
Neso Art: Czego w takim razie słuchasz najchętniej ?
Szymon: Gatunków i wykonawców słucham różnych, często zależy to od
tego, co w danym momencie rysuję. Jeśli np. muszę bardzo szybko
wyprodukować dużo szkiców, to słucham Metallici, kawałków takich
jak "Damage Inc". ;) Ostatnio słucham sporo Boba Dylana i Toma Waitsa,
sporo muzyki filmowej, soundtrack'ów do filmów animowanych, jak
zatęsknię za ojczyzną, to czasem Brodki, czy Czesława Mozila.;) No
i ogólnie rock'a. Raczej nie jestem typem poszukiwacza nowych brzmień
i wykonawców. Jeśli ktoś mi coś ciekawego podrzuci, to ok, ale
raczej sam nie poświęcam czasu na szperanie w nowinkach muzycznych.
Za dużo czasu mi schodzi na przekopywanie się przez nowinki
rysunkowe...
Neso Art: Wrażenie
robi lista klientów, dla których pracowałeś (Warner Bros, Axis
czy Platige). Jak wygląda współpraca z takimi kolosami? Jak do
nich trafiłeś?
Szymon:
W
prawie wszystkich przypadkach znajdowali mnie za pośrednictwem
internetu. W tej chwili jest mnóstwo portali branżowych, gdzie
można mieć galerię, oczywiście trzeba mieć własną stronkę i
warto mieć blog. Wiem, że np. Axis trafił na mój blog, bo jakiś
inny rysownik, z którym współpracowali, miał na swoim blogu link
do mojego. To się chyba fachowo nazywa networking. ;) No i oczywiście
teraz Facebook jest niesamowicie popularnym narzędziem autopromocji,
ale to już jest trochę ponad moje siły. Co jakiś czas obiecuję
sobie, że będę aktywnie prowadził swój fanpage, ale jakoś nie
mogę się do tego zmusić. Na szczęście mam już kilku klientów,
którzy do mnie wracają ze zleceniami, więc mogę sobie pozwolić
na bycie nieco leniwym. Mam nadzieję, że to się na mnie nie
zemści. ;)
A
np. robotę dla Warnera złapałem z polecenia. Kolega po fachu
(Marcin Jakubowski), zaczął już wcześniej pracować przy
projekcie dla nich, a jak szukali kogoś jeszcze do pomocy, to polecił
mnie, bo już kiedyś pracowaliśmy wspólnie przy jakichś tam
projektach. Niezwykle ważne jest, żeby pracować na własną
reputację i dbać o to, żeby ludzie wiedzieli, że mogą cię z
czystym sumieniem polecić, a klienci chcieli do ciebie wracać z
kolejnymi zleceniami.
Współpraca
z większymi firmami na ogół wygląda przyjemnie, bo mają one już
jakieś określone i sprawdzone standardy pracy z rysownikami.
Wiedzą, czego potrzebują; wiedzą, jakich informacji ty
potrzebujesz, żeby zacząć pracę; wiedzą mniej więcej, ile czasu
wymaga narysowanie tego, czy tamtego i na ogół nie trzeba się
dopraszać o przelew po zakończonej pracy. Powtarzam, że na ogół,
bo oczywiście zdarzają się wpadki, nieporozumienia i jakieś
absurdalne sytuacje. Ale jednak zdecydowanie częściej przytrafia
się to podczas współpracy z mniejszymi klientami, którzy miewają
nierealistyczne oczekiwania, bo po prostu nie orientują się w
temacie.
Neso Art: Możesz przytoczyć jakieś absurdalne sytuacje, którymi uraczyli Cię Twoi klienci?
Szymon:
Ja
sam na szczęście miałem mało jakichś dziwnych sytuacji, ale od
kolegów po fachu nasłuchałem się wielu rzeczy. Ostatnia, jaka mi
przychodzi do głowy, to w sumie drobnostka, ale dosyć typowa.
Robiłem projekty postaci do pewnej reklamy i końcowym efektem miał
być zestaw „wyrenderowanych” obrazków, czyli namalowanych tak,
jak będą wyglądały finalnie w 3D, z realistycznymi teksturami, itp. Zabrałem się za szkice, podsyłałem na bieżąco do oceny, a
jakoś w międzyczasie okazało się, że jednak mamy na to wszystko
znacznie mniej czasu niż było zakładane. Po którejś rundzie
poprawek do szkiców, dostałem z agencji reklamowej maila, a było
już jakoś koło 17.00, że klient zaakceptował projekty i że w
takim razie poproszą o "rendery" postaci na koniec dnia, bo rano już
muszą mieć kompletny pakiet, który będą przekazywać dalej do
studia animacji. Postaci było łącznie 10– dwa typy, po pięć
wariacji każdego. Pani producent z agencji reklamowej była bardzo
zdziwiona, kiedy jej zakomunikowałem, że nie jestem w stanie tego
wykonać i że takie "wyrenderowanie" postaci to w ogóle zajmuje
mnóstwo czasu...;) W tym przypadku akurat udało się dojść do
porozumienia i agencja zachowała się na koniec bardzo przyzwoicie,
ale jest to dosyć typowy przykład z freelanserskiego życia, gdzie
spokojnie zapowiadający się wieczór zamienia się w walkę o
życie. W sumie nic wielkiego, ale bywa to wkurzające.
Z
nieco poważniejszych historii, przychodzi mi do głowy sytuacja
kolegi, którą miał z jednym z większych studiów, dla których ja
też miałem okazję pracować i zawsze wszystko przebiegało bez
zarzutu. Sytuacja nie moja, więc nie będę wdawał się w
szczegóły. Generalnie miał wykonać pewną liczbę obrazków, ale
w trakcie pracy okazało się, że poziom wykończenia prac, jakiego
spodziewa się klient jest absolutnie nieosiągalny w terminie, jaki
został wyznaczony. Po całym tygodniu walki z tematem, kolega został
zapytany przez reżysera ze studia, czy nie byłby skłonny
popracować dodatkowo przez weekend, żeby jednak dali radę osiągnąć
efekty, na jakich studiu zależało. Praca była za dniówkę, więc
kolega się zgodził i zachrzaniał cały weekend. Gdy jednak
przyszło do rozliczenia, okazało się, że studio nie ma zamiaru
zapłacić za dodatkową pracę, bo według ich wewnętrznego systemu
kolega powinien był przed rozpoczęciem pracy w weekend uzgodnić to
z jakimś tam odpowiedzialnym za te sprawy producentem, który
pilnuje, żeby nie było nieuzasadnionych roszczeń płynących ze
strony podwykonawców. O tym jednak kolega nie wiedział, bo nikt go
nie poinformował. O ile wiem, nawet fakt, że całą tę pracę przez
weekend monitorowali inni ludzie ze studia i kolega miał na dowód
historię wymienionych w tym czasie maili nie był wystarczający,
żeby „udowodnić”, że nie jest to próba wyłudzenia
dodatkowych pieniędzy. Nie wiem, jak to się wszystko skończyło,
bo niby wszystko jasne i oczywiste, a kasy nie był w stanie w żaden
rozsądny sposób wyegzekwować. A że klient generalnie dobry, to
jednak starał się uniknąć pójścia na noże.
Neso Art: Współpracowałeś
również z producentami gier komputerowych. Jaka była Twoja rola?
Jest jakaś gra, przy której szczególnie chciałbyś pracować?
Szymon: Z
producentami gier współpracowałem tylko przy okazji pracy nad
cinematikami oraz przy serialu animowanym towarzyszącym grze "Halo 4".
Moja rola przy tego typu projektach, to głównie robienie color
scriptów, czyli określanie, jakie mają być kolory i oświetlenie w
każdej scenie, malowanie teł, trochę projektowania, czasem
robienie storyboardów. Gry jako takie mnie kompletnie nie
interesują, grywam tylko w pasjansa, albo domino na komórce.;) Także
konsekwentnie odmawiam, jeśli dostaję jakieś propozycje pracy przy
grach. To zupełnie nie jest moja bajka.
Neso Art: Twoi
ulubieni artyści. Masz jakieś obrazy na ścianie? :)
Szymon: Na
ścianie mam tylko grafiki autorstwa mojej dziewczyny. ;)
A
z ulubionych artystów to(kolejność przypadkowa): Mike Mignola,
J.C. Leyendecker, Alberto Mielgo, Bernie Fuchs, Joaquin Sorolla, Jon
Foster, Dean Cornwell, Jorge Gonzalez i wielu, wielu innych. Plus
cała armia artystów związanych z animacją: Daisuke Tsutsumi,
Tadahiro Uesugi, Annette Marnat, Peter De Seve, Marcos Mateu-Mestre,
Marcelo Vignali, Paul Felix, Carter Goodrich, Nicolas Marlet i znów- wielu, wielu innych...
A
jeśli kogoś miałbym rzeczywiście wyróżnić, to od pewnego czasu
na szczycie listy, tak jak powyżej, są Mignola i Leyendecker.
„Hellboy” Mignoli ma świetny, dość daleki od amerykańskiego
mainstreamu styl, fajne historie i przede wszystkim jest jego w pełni
autorskim dziełem tworzonym w zgodzie z jego własnym uznaniem. A
styl Leyendeckera po prostu chyba nigdy mi się nie znudzi.
Mike Mignola |
Nicolas Marlet |
Joaquin Sorolla |
Neso Art: Jako
student architektury, pewnie trafiłeś na prace Giovanni Piranesi.
Co sądzisz o jego architektonicznych rysunkach?
Szymon: Tak,
spotkałem się z jego pracami podczas kursu przygotowującego do
egzaminów na architekturę. Wtedy służyły nam za wzór
dokładności, z jaką powinniśmy podchodzi do rysowania
architektury. W tej chwili nie mogę powiedzieć, żeby były dla
mnie jakoś specjalnie inspirujące. Wolę obrazki, które opowiadają
jakąś historię albo oddają klimat miejsca czy czasu. Podziwiam
jego precyzję, ale nieco to wszystko dla mnie zbyt sztywne,
inwentaryzacyjne...
G.Piranesi
Neso Art: Masz
jakieś zainteresowania poza swoją pracą?
Szymon: Muszę
przyznać, że jestem dosyć monotematyczny, bo niemal cały czas
robię coś związanego z rysowaniem, nawet jeśli nie rysuję. Albo
czytam coś związanego z tematem, szperam w necie w poszukiwaniu
inspiracji albo oglądam jakieś filmiki szkoleniowe, itp.
A
poza rysowaniem interesuję się filmem, choć w sumie jedno z drugim
splata się dla mnie w całość, szczególnie teraz, kiedy sam
pracuję przy produkcji filmu. Także to się chyba nie liczy. ;) Więc
pozostaje mi chyba ratować się piłką nożną. Oglądam sporo
meczów. ;)
Neso Art: O, a komu kibicujesz? :)
Szymon: Nikomu. ;) Jakoś mnie nie przekonuje koncepcja bycia fanem jednego zespołu.
Lubię oglądać dobrą grę i tyle. Mam słabość do kilku
zespołów, takich jak Manchester United czy Liverpool (generalnie
lubię angielską piłkę), a za kilkoma nie przepadam. Ciężko
lubić Bayern Monachium albo Chelsea. ;) Akurat mam bilet na mecz
Realu Madryt z Galatasaray w Lidze Mistrzów, więc może i Real
polubię.
Neso Art: Uważasz,
że da się w Polsce utrzymywać obecnie z działalności
artystycznej?
Szymon:
Nie
wiem, jak jest w innych obszarach działalności artystycznej, ale z
tego, co ja robię, bez problemu można się utrzymywać. Co prawda, w
tej chwili większość moich klientów jest z zagranicy, ale ze
współpracy z polskimi też da się spokojnie żyć. Ale fakt jest
taki, że moja działalność jest raczej komercyjnie zorientowana i
szczęśliwie trafia do klientów, którzy dysponują czasem
pokaźnymi budżetami (jak studia animacji czy agencje reklamowe).
Bo np. z robienia okładek, czy ilustracji do książek dla polskich
wydawnictw chyba raczej ciężko wyżyć...
Neso Art: Miejsce,
którego nigdy nie zapomnisz
Szymon: Ojej,
nie wiem... Chyba będzie to działka mojej cioci, która mieści się
40km od Konina, nad jeziorem. Spędzaliśmy tam całe wakacje przez
większą część mojego dzieciństwa. Las, woda, taplanie się w
błocie i tego typu atrakcje. ;) Co do innych miejsc, to nie umiem
obiecać, że ich nigdy nie zapomnę. Choć myślę, że Glasgow
będzie miało zawsze specjalne miejsce w moich wspomnieniach, bo mój
wyjazd tam, by pracować po raz pierwszy dla Axisa, był dla mnie swego
rodzaju punktem zwrotnym. Nieco otworzył mi oczy na to, co i jak mogę
w życiu robić. Także pozostał mi sentyment do tego miasta.
Neso Art: Nad
czym obecnie pracujesz?
Szymon: W
tej chwili pracuję przy filmie animowanym dla Warner Bros. Film ma
tytuł „Smallfoot” i ma się ukazać chyba w 2016 r. Jesteśmy w
fazie preprodukcji, czyli generalnego poszukiwania stylu wizualnego i
eksploracji projektowych.
Neso Art: Pamiętasz
swoje początki działalności artystycznej? Był jakiś szczególny
bodziec, który sprawił, że stałeś się " full-time artist"?
Szymon:
Do
bycia „full-time artist” dojrzewałem przez jakiś czas, to nie
było tak, że wstałem któregoś dnia i stwierdziłem:„chrzanić
studia, będę rysował". ;) Natomiast pamiętam konkretny moment, w
którym zapaliła mi się lampka w głowie, że taka możliwość w
ogóle istnieje. To stało się, kiedy zobaczyłem komiks narysowany
przez mojego ówczesnego nauczyciela rysunku, Piotra Zwierzchowskiego(chodziłem wtedy na kurs przygotowujący do egzaminów na
architekturę).
Nie bardzo potrafiłem rozpoznać, jaką techniką
został ten komiks namalowany i wtedy Piotr wyjaśnił mi, co to jest
tablet i jak się go używa. Chwilę później wpadł mi w ręce
album „The Art Of Star Wars: Revenge Of The Sith”. Wywarł on na
mnie ogromne wrażenie. Wtedy zdałem sobie sprawę, że są ludzie,
którzy rysowaniem zarabiają na życie, ale jednocześnie nie są
artystami w takim klasycznym rozumieniu, co mnie bardzo pociągało,
bo jakoś nigdy chyba nie chciałem być „poważnym” artystą. ;)
I do tego większość obrazków w tym albumie była malowana przy
pomocy tego całego tabletu, o którego istnieniu dopiero co się
dowiedziałem i wszystko to razem było dla mnie fascynujące.
Przez
pierwszy rok studiów pracowałem w weekendy w wyżej wymienionej
szkole rysunku i zarobione pieniądze przeznaczyłem na tablet
właśnie. W zasadzie od samego początku studiów wiedziałem, że
architektura nie jest dla mnie, ale na tym etapie koncepcja
zarabiania na życie rysowaniem była dla mnie nadal jakimś
niedoścignionym marzeniem. Także przez kilka lat męczyłem się na
uczelni, jednocześnie sporo rysując dla siebie. Wrzucałem swoje
prace na różne branżowe fora internetowe i po pewnym czasie
zacząłem być zauważany i zaczęły pojawiać się drobne
zlecenia.
Chyba po czterech latach studiowania stwierdziłem, że
wezmę urlop dziekański i przez rok spróbuję swoich sił, jako
wolny strzelec i zobaczę, czy jest szansa się z tych zleceń
utrzymać. Okazało się, że pracy mam coraz więcej, a przede
wszystkim nareszcie czuję, że jestem we właściwym miejscu w
życiu. Żeby nie zmarnować tych wszystkich lat studiowania, zmusiłem
się jeszcze do zrobienia dyplomu inżynierskiego i pożegnałem się
z architekturą.
Neso Art: Film,
który zrobił ostatnio na Tobie wrażenie?
Szymon: Ostatnio
zrobiłem sobie maraton filmów Wesa Andersona - „Fantastyczny Pan
Lis”, „Kochankowie z Księżyca”, „Pociąg do Darjeeling”,
„Genialny klan” i „Podwodne życie ze Stevem Zissou”.
Wcześniej widziałem tylko ten ostatni. Supersprawa. Czekam na jego
najnowsze dzieło- „The Grand Budapest Hotel”. Z trailer'a
zapowiada się świetnie.
Neso Art: Na koniec standardowo: czym jest dla Ciebie Wszechświat ? :)
Szymon: Yyyyy...
tajemnicą? ;)
Neso Art: Serdeczne dzięki, Szymon, za poświęcony czas!
Zainteresowanych śledzeniem efektów pracy Szymona, odsyłamy na jego stronę internetową.
Dzięki za uwagę. Z wyrazami TH&Stary Van Dam Starry